Niebieska walizka i kobieca pamięć: książka, która zatrzymuje czas
Zupełnie przypadkiem, może nawet prowokacyjnie, ostatnio natknęłam się na historię, która – choć na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z Dniem Matki – z każdym kolejnym zdaniem zaczęła wybrzmiewać właśnie jak opowieść o tej relacji. Bo przecież przez większość życia znamy nasze matki przez pryzmat dzieciństwa – z perspektywy dziecka, które kocha, potrzebuje, czasem się buntuje. Ale z wiekiem, dojrzewając, zaczynamy widzieć więcej. Tak jak autorka książki Niebieska walizka, Mariana Wheelaghan1, która opisuje mieszkanie po niedawno zmarłej matce w Edynburgu, odnalezioną walizkę i wspomnienia, które z niej wypływają.
Zapiski zaczynają się w 1932 roku we Wrocławiu i prowadzą przez przedwojenne i wojenne losy młodej dziewczynki oraz jej relacje z matką. Wspomnienia są intymne, prawdziwe, miejscami bolesne, miejscami ciepłe. Autorka, poruszona tym, co przeczytała, zdecydowała się opublikować pamiętnik – i tak stała się dziennikarką, dokumentującą losy rodzin, których głosy mogłyby zaginąć. To historia nie tylko o matce i córce, ale o czasie, który nie wróci, o rzeczach, które zostają po człowieku, i o emocjach, które trwają.
We wstępie autorka pisze, że po raz pierwszy mogła spojrzeć na swoją mamę nie przez pryzmat rodzicielstwa, lecz jak na prawdziwą kobietę – z przeszłością, emocjami, tajemnicami i nieoczywistymi wyborami. Ta historia została ze mną na długo – może dlatego, że w Dniu Matki coraz częściej myślę nie tylko o matkach, ale i o kobietach, którymi były zanim stały się dla nas „mamami”.
Dzień Matki w PRL-u wyglądał inaczej niż dziś. Prezentem była często laurka z bloku rysunkowego, kwiaty z bibuły, albo zapamiętana do bólu deklamacja na szkolnej akademii. Sklepy świeciły pustkami, więc jeśli udało się zdobyć cokolwiek – było to wydarzenie. Rajstopy, krem Nivea w niebieskiej puszce, perfumy „Pani Walewska” albo „Być może…”, kawa Inka, bombonierka „Mieszanka Wedlowska”, czekolada z napisem „Deserowa”. Czasem dzieci wręczały świeżo wyprasowaną ściereczkę z kiosku Ruchu – z drukiem w różyczki. Wszystko to miało znaczenie, bo zdobycie tych rzeczy wymagało zachodu, cierpliwości, kombinowania.